wtorek, 30 listopada 2010

Mysore

Bylam dzisiaj w Disneylandzie.

Do Disneylandu najpierw trzeba godnie przyjechac. Na przyklad czarodziejskim wozem Kopciuszka. Z daleka - piekne. Z bliska - takie zwykle.

Potem przychodzi czas na placenie. Oczywiscie, dla bialasow cena jest dziesiec razy wyzsza (Indian Rs 20, Foreigner Rs. 200), ale to jest standard i nawet juz mnie to nie rusza. Nie dosc ze place za hotele i jakies durne taxy turystyczne, nie dosc ze place za wize i dziwaczne czasem atrakcje, to jeszcze to. Ale Disneyland musi miec swoje minusy. Zreszta, sa one wynagrodzone bo zaraz po wejsciu gosci wita.... Nie kto inny, jak sam:


Oczywiscie Disneyland to pierwotnie pomysl amerykanow, wiec musza byc wskazowki. Co z tego, ze palac krolewny widac juz od bramy.

W samym palacu niestety, nie mozna fotografowac. A szkoda. Zrobil na mnie ogromne wrazenie, nie zartuje. Nawet bez audioguida byloby niesamowicie. Styl Indo-saracenski, czyli mieszanka wszystkiego, co najbardziej dekoracyjno-ozdobne: swiatynie hinduskie + palace mogolskie (i perskie tez, a co) + troche Europy, zwlaszcza romantyzmu i tego, co z nim idzie. Mieszanka niesamowita.


No, ale Disneyland nie bylby soba, gdyby poza palacem krolewny nie oferowal innych atrakcji. Mozna sie zatem poczuc jak na Dzikim Zachodzie. Tutaj akurat pojedynek na zdjecia. Wygrany.

Druga interesujaca atrakcja byl dom horroru. Nie tyle dom, co rzezba, ale zainteresowanie odpowiednie co najmniej jednorodzinnej chatki.


Dla doroslych panow tez sa atrakcje, choc moze troche nie zaplanowane. Pod przykrywka zdjecia mozna ogladac wszystko dookola...

Religia jest tez. Swiatynia wzorcowo udekorowana lampkami. Tym razem dyskretnie. Zarzadca palacu stawia na elegancka prostote.

Ale zeby nie bylo watpliwosci, nie wszyscy akceptuja Disneyland. Przy jednej z dwoch bram, przy tej nieuzywanej, stoi dom, ktorego przeslanie jest jasne.


Jak ktos chcialby dowiedziec sie merytorycznych szczegolow na temat palacu Maharadzy w Mysore, polecam pogrzebac w internecie. A jak ktos chcialby ladnych i profesjonalnych zdjec, to tez polecam pogrzebac w internecie.

wtorek, 23 listopada 2010

Dwa lata

Przez ostatnie dwa lata wiele sie zmienilo. Anna Kalata schudla i wypiekniala. Wiadomosci w Polsce coraz czesciej wspominaja o Chinach, a przy okazji o Indiach, zwracajac uwage na rosnaca gospodarke. W Delhi goscil premier Donald Tusk, w Warszawie prezydent Pratibha Patil. Lotnisko w New Delhi zamienilo ze smierdzacego stechlizna i ozdobionego kwiatami w doniczkach modernistycznego baraku w lsniacy, przeszklony terminal z nowoczesnym wielopietrowym garazem. Przez wejscie na stacje kolejowa dopatrzyc sie mozna nowoczesnego systemu informujacego o przyjezdzie pociagow. Sama zreszta stacja wyglada z zewnatrz na dwa razy wieksza, odmalowana i zmodernizowana. Z zewnatrz.
Stacja kolejowa zostala tak naprawde tylko oblozona marmurem, w srodku jest taki sam brud, tlok i rozgardiasz jak byl. "Glowny naczelnik d/s zdrowia i higieny" dalej siedzi w ciemnym od brudu pokoju i czyta gazete. Odnowiono tylko trochê pokoj dla obcokrajowcow. Odnowa polegala glownie na przestawieniu biurek.
Lotnisko jest faktycznie imponujace.Najlepsza chyba czescia jest zaskakujacy pomysl wylozenia calej niemal podlogi miekka wykladzina na ktorej moga wygodnie koczowac cale rodziny. Nie to, co w Zurychu. Personel lotniska dba, zeby podrozni nie kladli sie w przejsciu. W garazu bilety oplaca sie w budce, nie w automacie, a przy zjezdzie z kazdego pietra 2 wyrostkow sprawdza czy kierowca na pewno oplacil za postoj. Przy wyjezdzie sa oczywiscie automaty a przy kazdym (KAZDYM) z nich siedzi zziebniety Indus i pilnuje. XXI wiek, ale wladze maja swiadomosc, ze nie wszyscy w Indiach juz sie do niego dostosowali.
Po wizytach premiera i prezydent zostaly zdjecia, wspomnienia i piekne deklaracje. Poki co zapewne brakuje funduszy na obiecane ulatwienia w wymianie kulturalnej i naukowej.
W Polsce Indie wciaz sa kojarzone raczej z brudem, smrodem, kadzidlami i bollywoodem, niz ze wschodzaca potega gospodarcza.
Anna Kalata schudla i wypiekniala, ale nie zmadrzala i nie nauczyla sie tanczyc.
Zmiany z ostatnich dwoch lat najpierw zapieraja dech w piersiach, ale szybko pozwalaja sie przyzwyczaic do nowych warunkow. Ja tylko nie moge sie przyzwyczaic, ze nie jestem juz "didi" (starsza siostra), tylko "auntie" (ciocia).