Po Hyderabadzie trafilam do Pune. Trafilam jest bardzo celnym okresleniem, gdyz nigdy nie planowalam jechac do tego miasta. Nic tez o nim nie wiedzialam. Przypadkiem zupelnie okazalo sie, ze jesli chce jechac na Goa pociagiem, musze zahaczyc o Pune. Skorzystalam z rady w cholernej biblii turystow, Lonely Planet, i postanowilam zostac tam 3 dni. Kupilam bilet. Zero odwrotu.
Na dworcu - walka z rykszarzami. Setki ich rzucily sie na mnie. Kazdy mnie zawiezie do turystycznej dzielnicy (okolice kawiarni German Bakery) za co najmniej 100 rupii. Rzut oka na mape - nie ma mowy. Juz wole tam isc na piechote. 100 metrow, 200 metrow, jakies 300 metrow dalej zatrzymal sie rykszarz i laskawie zgodzil sie mnie zawiezc tam, gdzie chce za cene, jaka pokaze licznik. Wtarabanilam sie zatem z moimi plecakami do srodka.
Na miejscu jeszcze probowal mi wmowic, ze licznik wskazuje Rs300. Wysmialam go i wreczylam mu nalezne Rs30. Wtedy okazalo sie, ze licznik nie obejmuje begazu i za niego trzeba ekstra zaplacic. "A jak jest dwoje ludzi, to kazdy z nich placi, co licznik wskaze? To najbardziej ci sie oplaca wozic po 5 osob na raz!" Nie rozumial tyle angielskiego. Zrozumial o co mi chodzi kiedy padlo slowo POLICE. Przeklal na odchodne i pojechal.
To byla klatwa rykszarza.
Wlasciciel mojego hotelu od poczatku zdawal sie lekko zakrecony. Yogi Nanda. Umowilismy sie na pogaduszki na wieczor, nie umialam go splawic. I tak co wieczor przekladalam na nastepny wieczor. W kozcu przydybal mnie w dniu wyjazdu i zmusil do wspolnego sniadania. Bo przeciez spedzilam tam cale 3 dni, a on nie zdazyl mi wytlkumaczyc czym jest bog. I gdzie jest. I na czym polega swiat. I ze trzeba przebaczac. I po co i dlaczeog zyjemy. I ze nie nalezy sie denerwowac. Yogi Nanda zglebil tajemnice swiata, ktorych prze wieki szukali filozofowie.
W German Bakery dopadl mnie tlum ludzi w bordowych sukienkach. Wyznawcy Osho.
Rowniez w German Bakery dopadl mnei pewien Pars. Od niego tez nie dalo sie odczepic, uparl sie, ze pokaze mi centrum miasta. Poszukiwal sensu w zyciu. Postanowil wybulic kupe kasy i zapisac sie do OSHO. Pozniej dowiedzialam sie, ze byl narkomanem na odwyku.
W German Bakery poznalam Igora z Ukrainy. Zwykly taki - slowianski druh. Pogadalismy troche po angielsku, troche w naszych jezykach, wymienilismy sie uwagami na temat noclegow w Mumbaju i innych miastach. Zaczelo sie spokojnie. Igor postnowil wytlumaczyc mi co to jest medytacja i przedstawic rozne koncepcje na jej temat. COs tam pojelam i sie pozegnalam. Nastepnego dnia, znow na niego wpadlam i bylo juz gorzej. Kolejny, co poszukuje sensu. Twierdzil, ze jest coraz blizej i juz panuje nad swoimi karmicznymi czynami...
Czulam, ze w Pune unosza sie zle fale. Klatwa Rykszarza.
Na szczescie nie dogonila mnie na Goa.
Panji, stolica. Spokojne, ciche Portugalskie miasteczko. Moze dlatego, ze akurat byla niedziela.
Panji, kosciol.
Odpust. Koscil za mna, diabelskie kolo przede mna.
I znowu odpust, tym razem z gory. Kazdy kramik chce miec cien, a co daje lepszy cien niz kawalek folii?
Panji widok z jednej z niewielu restauracji otwartych w niedziele.
A to kawalek Spice Farm. Pieprz jest pnaczem, a bananowiec trawa!
Pisalam, ze plaza jest pusta? No wiec w weekend wyglada troche inaczej:
Lewo
Prawo
Przod
Weekend mija i na plazy znowu spokoj.
3 komentarze:
Ha! Znalazlam Cie! Przerazilas mnie ta historia z atakujaca krowa. Nie ufam krowom! xxx see you soon baboon
Kasia, dzięki za spełnienie obietnic ;) i za smska (teraz lucyjka czeka na smska dla niej.. ;)). Wiem ze duzo czasu uplynelo ale myslalam ze niektorych rzeczy sie nie zapomina... nazywam sie "Pyzia" a nie "Pudzia" czy tam "Puzia" jak mnie nazwalas w tekscie... hmmmm....
totalnie sie zgadzam co do przewodnikow co klamia - dzieki przedowdnikowi odwiedzilam najgorsza miejscowosc w Senegalu... ;) kiedy wracasz???
Taaak... To przypomina mi o pewnym "bajecznym muzeum pop artu". Choć co prawda akurat wtedy Kasia nie dała się nabrać przewodnikowi :) Dzięki za fantastyczne opowieści! Już się nie mogę doczekać wersji na żywo!
Prześlij komentarz