Odwiedzamy dziś "turystowo" czyli Khao San Road. Stragan na straganie, knajpa na knajpie. Deptaki pełne przyjezdnych i pseudoeleganckich panów oferujących szyte na miarę garnitury od Armaniego.
Nogi nam włażą w tyłek, więc siadamy napić się piwa. To nasze pierwsze w Tajlandii - niezbyt dobre. Do tego banany smażone w głębokim tłuszczu. Miła odmiana po zupie przy straganie ulicznym w Chinatown o poranku. Tam wyzwaniem dla mnie było włożenie czegokolwiek do buzi bez zachlapania stołu.
Czytamy sobie Bangkok Post żeby zobaczyć czym się tu zajmują. W dodatku lifestyle rady co jeść w rozpoczynającym się właśnie sezonie chłodnym. Na następnej stronie prognoza pogody. Na północy dziś w nocy było 18 stopni. W dzień w całym kraju powyżej 30...
W dodatku z ogłoszeniami oferta pracy w SPA w Dubaju. Dziewczyny w wieku 18-25 z umiejętnością obsługi klienta...
W dodatku z ogłoszeniami oferta pracy w SPA w Dubaju. Dziewczyny w wieku 18-25 z umiejętnością obsługi klienta...
Kasia właśnie stwierdziła, że po połowie małego piwa juz jest pijana i nie będzie dalej piła. Zaraz potem dodała, że chce żebyśmy mieli pieska. To pewnie pod wpływem tej figurki obok nas.
Siedzimy przy jednym z bocznych deptaków ale i tak jest duży ruch. Uliczni sprzedawcy co chwilę podchodzą i oferują podobne do siebie bzdurne zabawki i idiotyczne ozdoby. Nigdy nie widziałem żeby ktoś kupował ten chłam a jednak oni cały czas to sprzedają. Jedno się tylko wyróżnia, a mianowicie robale podobne do skorpionów. Chyba usmażone i obtoczone w jakiejś czarnej mazi. Podawane na patyczku jak większość jedzenia na ulicy.
Godzinę temu trafiliśmy przypadkiem na salę treningową Muai Thai. Trzeba było przejść przez brudny zaułek smierdzący stadem mokrych psów ale odgłosy dobiegające z oddali były bardzo ciekawe więc przebrnęliśmy. Na miejscu jakiś koleżka z Europy zawzięcie kopał w ochraniacze pana trenera.
Powrót do nas nie jest łatwy. Mieszkamy po drugiej stronie turystycznej mapy Bangkoku a po drodze są jakieś obchody rządowe. Dodatkowo korki związane z upłynięciem 100 dni od śmierci jakiegoś ważnego mnicha. Pani od wisiorków powiedziała, że to był ulubiony mnich króla. Taksówki nie chcą brać na licznik albo w ogóle odmawiają jazdy. Bierzemy tuk-tuka za zbójecką stawkę i lecimy na kolację.
Jutro pięć godzin w pociągu na północ. Stacja Phitsanulok, później busik do Sukhothai czyli jednej z pierwszych stolic Tajów.
3 komentarze:
A kapsle wzięli?
Ty to serio z telefonu piszesz?
Kapsla od piwa nie dali. Ale za to mamy taki z mleka o smaku maku!
Dobrze, że sobie przypomniałam o blogu, bo już zaczęłam się martwić, głównie pod wpływem babci.
Prześlij komentarz