wtorek, 30 września 2008

Niemal kazdy, kto byl w Indiach uwaza sie za wybitnego ich znawce. Efekt jest przewidywalny: ile ludzi tyle opinii. Mam jednak wrazenie, ze wiekszosc sie zgadza, ze zycie w Indiach toczy sie na ulicy, zwlaszcza w Kalkucie. Dzisiaj trylogia pranie:
1. Rodzinne Pranie (jeden z licznych stawow w miescie)

2. Pranie w pojedynke
3. Po praniu prasowanie (gdzies w bocznej uliczce, niedaleko mojego domu)


A tu jest rog z swiezo wyciskanymi sokami. Zielone kulki to Mausumi, slodkie cytryny, jak mawiaja.

Wnetrznosci tramwaju, Oli ulubionego srodka transportu z drewniana podloga. I pani w rozmiarze West Bengal.

Kolejna pani w rozmiarze WB, tym razem probuje przejsc przez zatloczona bazarowa droge, nad ktora powiewaja flagi oficjalnej rzadowej frakcji.


Wiezyczka, specjalnie dla mamy:


A teraz konkurs. Dlaczego Indie, choc maja prawie tyle ludzi, co Chiny, zdobyly mniej medali niz Polska? Basen.
Obrazilam sie na posta, bo zdjecia nie chca sie dodawac.

wtorek, 23 września 2008

Nie znane sa wyroki losu.
Ola wyjechala z Kalkuty na klilka di do Puri, zeby odpoczac i odetchnac swiezym powietrzem. W drodze na stacje wpadla na chwile do mojego mieszkania i tam zdala sobie sprawe, ze ma przy sobie tylko 2 tys rupii (100 zl). Nic ode mnie nie chciala. Przeciez jedzie tylko na kilka dni. Ostatnie jej slowa przed odjazdem: "Musze stad wyjechac, bo tu wszyscy choruja". I pojechala.
Tymczasem rzeki szykowaly niespodzianke. Zerwal sie brzeg i zalal pol Orissy. Mowi sie, ze to w odwecie za rzez chrzescijan. W kazdym razie Puri zostalo odciete od swiata. Pociagi nie jezdza i nie beda jezdzic przez najblizsze 5 dni. Autobusy i samochody tez nie. Ola utknela. Bez pieniedzy. Bez telefonu. Nie mam jak sie z nia skontaktowac. Czekam na telefon. Najwazniejsze, ze jest zdrowa.
Kiedy w Delhi wybuchly bomby, gazety pisaly, ze nastepny w kolejce jest Mumbaj. Potem, ze ewentualnie Goa. Ola powiedziala "Jezu, pomysl co by sie stalo, gdyby bomba wybuchla w Kalkucie podczas swieta". Heidi dodala "Bomby zawsze wybuchaja w soboty".
Wlasnie siedze pod telewizorem, przede mna cala redakcja wgapiona w ekran. Znalezli bombe na najwiekszym dworcu Haora. Nie wybuchla. Dzisiaj jest wtorek.

Wlasnie zadzwonila Ola . Ma sie dobrze, zaraz dostanie pieniadze.

sobota, 20 września 2008

Taki zwykly dzien: Wczoraj pozno poszlam spac, wiec dzisiaj pozno wstalam. Obudzila mnie dopiero Heidi, ktora przyniosla mi swieza gazete. Do gzety kawka, sniadanko... Musze przyznac, ze troche czasu sie zeszlo. Nagle zrobila sie 12, godzina o ktorej normalnie wyruszam z domu w pelna przygod podroz do pracy. Dzisiaj musialo sie to opoznic, bo w wiadrze (= prysznicu) byly ubrania namaczane juz od ponad 12 godzin. Zdecydowanie nalezalo im sie pranie. No i jak wychodzilam z domu bylo juz kolo 13.
Wyszlam i, oczywiscie, lunelo. Pogratulowalam sobie, ze wzielam parasolke i niezrazona pogoda poszlam na nastepne skrzyzowanie, gdzie najczesciej zatrzymuja sie ryksze i tramwaje. Wciaz padalo, wiec zdecydowalam sie na tramwaj.
(Ktos nr 1: "O! Wladze Kalkuty wymienia tramwaje. Zamiast jezdzacych metalowych puszek beda teraz przeszklone, nowoczesne pojazdy"
Heidi: "I co z tego, i tak beda wolne"
Ktos nr 2: "Przeciez tramwaje sa po to, zeby bylo wolno")
Tramwaje jezdza tutaj ulica. Poniewaz maja szyny, nikogo nie moga wyminac. Ale nadrabiaja uroczymi konduktorami, ktorzy sa ostoja spokoju w tym halasliwym miescie miescie (noise polluted, to sie nazywa).
Efekt jest taki, ze do pracy dotarlam naprawde pozno. Przyszlam, sprawdzilam mejla, a potem poszlam pogadac z Mathureshem i Heidi. Wlasnie wymieniali sie informacjami na temat sausage curry (tak, tak. I na dodatek swinskie!!!) Zrobilismy sie glodni.
Poszlysmy z Heidi jesc. Wrocilysmy po jakiejs godzinie.
A teraz pisze na bloga. Jak skoncze, wyjde.
Dzien jak codzien. I nikt sie nie dziwi. I wszyscy sa zadowoleni. A ja mam prawie cala sobote wolna.

Pa,
ide na market sprobowac nic nie kupic :)

sobota, 13 września 2008

Sie rozchorowalam.
"Tak, mowi mi Ola, zawsze mnie przestrzegano, ze to taka pora roku". "Of course, mowi mi Heidi, everybody is sick in the office". No to jak mialam sie nie rozchorowac? Na dworze - goraco albo pada - tak czy siak konczy sie mokrym ubraniem i lepiacymi sie do glowy wlosami. A potem hop do klimatyzowanego biura, gdzie wszyscy charkaja.
Mialam pelne prawo.

Moze jest w tym troszeczke mojej winy. Jem byle co, a podobno dobra dieta dziala cuda. A ja mikrofalowki ciagle nie rozpracowalam i jem co znajde na ulicy. Juz byly kurczaki, ryby, surowe owoce, warzywa i nic mi zoladka nie zaatakowalo. Dopiero teraz mnie zaatakowalo przeziebienie. Durne swinstwo.

Coz, wielu bengalczykom by sie przydala lepsza dieta. Heidi wczoraj byla na specjalnym wykladzie o dobrym odzywianiu. Oczywiscie, absolutnie nic, co jedza bengalczycy nie jest zdrowe: slodycze w duzych ilosciach, przepyszne Rollsy smazone czesciowo na glebokim tluszczu, a jak juz pojawia sie jakies warzywa, to tez obciekajace tluszczem i w towarzystwie plackow. Nawet herbata jest przeslodka.
No i ta kultura wpychania zarcia w ludzi. Ola podczas pewnej kolacji powiedziala, ze juz jest pelna i nic wiecej nie zje. Swiatli ludzie, nie wmuszali w nia wiecej. Przyniesli deser. Ola mowi "przeciez juz nie moge!" A oni: "ale to nie jest jedzenie, to slodycze".

Bengalczycy jedza i jedza i sa grubi i potem choruja na cukrzyce, ale przynajmniej anoreksja nie chodzi po wybiegach, nie reklamuje sie na wielkich billbordachi nie gra zdrowej w telewizji. Wiekszosc ubran ma metke "L". Ostatnio w gazecie narzekano na jakas aktorke, ze za bardzo schudla i stracila swoje ponetne ksztalty.

Tak... W Polsce wszystko jest na mnie za male, a tu wszystko jest na mnie za duze. Srodek wypada gdzies tak... na Bliskim Wschodzie. Jeszcze tylko dobrac odpowiednia dlugosc rekawow i nogawek (to pewnie bedzie os polnoc-poludnie) i znajde idealne sklepy dla siebie!

piątek, 5 września 2008

Juz mi sie podoba.
Podoba mi sie, ze mam co robic w pracy.
Podoba mi sie ze codziennie chodzic do kawiarni i restauracji, bez ryzyka utraty wszystkich oszczednosci (nnnoo.. nie do wszystkich reastauracji)
Podobaja mi sie buty, ktore wczoraj kupilam, choc musze je jeszcze oswoic. Podejrzewam, ze nie da sie w nich chodzic.
Podoba mi si, ze jest juz piatek. Jeszcze tylko sobota i mam dzien wolnego.
Podobaja mi sie, ze coraz rzadziej sie zdarza, by Hindus wolal do mnie ma'am i kazal mi wejsc do jego wlasnie szopu.
Podobaja mi sie nowe trendy w ich modzie.
Podoba mi sie, ze muzulmanie zaczeli ramadan i jak wieczorem wychodze z pracy, trafiam w samo centrum szumu i zamieszania zwiazanego z kupowaniem przez nich jedzenia. Dzisiaj jest piatek, wiec na dodatek zamknieto ulice, zeby mogli sie grzecznie pomodlic. Mulla mowil przez glosniki, ale nie po benglasku. Zrozumialam tylko, ze Izrael i USA. Ciekawe co bylo po srodku.
Podoba mi sie podoba, ktora sie ochlodzila.
Podoba mi sie plyta ktora ostatnio kupilam, choc po drugim przesluchaniu juz nie byla taka oszalamiajaca.

Ale najnajnajbardziej mi sie podoba, ze moge bezkarnie podsluchiwac. Na ulicy nikt mnei nie podejrzewa o znanie bengalskiego. W pracy tez jednak nie wszystcy jeszcze o mnie wiedza. Jezzzzzu, moja dusza podsluchiwacza jest w niebie.

środa, 3 września 2008

Teraz juz mam sie czym zajmowac ale i tak wszystko polega na czekaniu. I tak siedze i czekam az cos sie wydarzy. Jakas powodz w Biharze, zamieszki religijne w Orissie, zamieszki i protesty w Singurze...

W takim czekaniu najgorsze jest to, ze nic nie moge zrobic. Nie moge wyjsc na miasto w poszukiwaniu tematow. Nie moge isc robic zdjec. Nie moge isc czegos zjesc. Nic nie moge.

A chce mi sie jesc.

Jutro idziemy z Ola na Joge. W polowie drogi miedzy naszymi domami. Kazda z nas bedzie tam jechala jakas godzine.

A potem mozemy sobie cos zjesc i pojde do pracy z nowa jogiczna energia!