sobota, 20 września 2008

Taki zwykly dzien: Wczoraj pozno poszlam spac, wiec dzisiaj pozno wstalam. Obudzila mnie dopiero Heidi, ktora przyniosla mi swieza gazete. Do gzety kawka, sniadanko... Musze przyznac, ze troche czasu sie zeszlo. Nagle zrobila sie 12, godzina o ktorej normalnie wyruszam z domu w pelna przygod podroz do pracy. Dzisiaj musialo sie to opoznic, bo w wiadrze (= prysznicu) byly ubrania namaczane juz od ponad 12 godzin. Zdecydowanie nalezalo im sie pranie. No i jak wychodzilam z domu bylo juz kolo 13.
Wyszlam i, oczywiscie, lunelo. Pogratulowalam sobie, ze wzielam parasolke i niezrazona pogoda poszlam na nastepne skrzyzowanie, gdzie najczesciej zatrzymuja sie ryksze i tramwaje. Wciaz padalo, wiec zdecydowalam sie na tramwaj.
(Ktos nr 1: "O! Wladze Kalkuty wymienia tramwaje. Zamiast jezdzacych metalowych puszek beda teraz przeszklone, nowoczesne pojazdy"
Heidi: "I co z tego, i tak beda wolne"
Ktos nr 2: "Przeciez tramwaje sa po to, zeby bylo wolno")
Tramwaje jezdza tutaj ulica. Poniewaz maja szyny, nikogo nie moga wyminac. Ale nadrabiaja uroczymi konduktorami, ktorzy sa ostoja spokoju w tym halasliwym miescie miescie (noise polluted, to sie nazywa).
Efekt jest taki, ze do pracy dotarlam naprawde pozno. Przyszlam, sprawdzilam mejla, a potem poszlam pogadac z Mathureshem i Heidi. Wlasnie wymieniali sie informacjami na temat sausage curry (tak, tak. I na dodatek swinskie!!!) Zrobilismy sie glodni.
Poszlysmy z Heidi jesc. Wrocilysmy po jakiejs godzinie.
A teraz pisze na bloga. Jak skoncze, wyjde.
Dzien jak codzien. I nikt sie nie dziwi. I wszyscy sa zadowoleni. A ja mam prawie cala sobote wolna.

Pa,
ide na market sprobowac nic nie kupic :)

Brak komentarzy: