Pierwsze co robilem po przyjedzie to konfrontowalem zaslyszane lub przeczytane opinie o Indiach z tym co widze. Na lotnisku przez okienka samolotu nie bylo widac wiele bo nad Delhi rociagala sie mgla. Wraz ze smogiem utrzymala sie zreszta do naszego wyjazdu. W hali przylotow znalezlismy naszego kierowce. Maly kurdupel wcale sie nie usmiechal za to wladczym tonem pokazal nam ze mamy isc za nim. W drodze prawie nic nie zagadywal i caly czas sie nie usmiechal. A zatem 1:0 dla doswiadczenia w boju z zaslyszana opinia.
Po wyjsciu z lotniska nie poczulem "przykrego zapachu Indii". 2:0.
Przy wyjezdzie z parkingu na lotnisku byly bramki otwierane oplaconym biletem. Przy bramkach stali panowie z krotkofalowkami. To pracownicy parkingu do obslugi sytuacji problematycznych. Dwa nieslychanie potrzebne etaciki tylko po to zeby ludziom dac prace. 2:1.
Podczas podrozy do hotelu bylismy skladnikiem rzeki pojazdow i wszechobecnego "noise pollution" (doslowne tlumaczenie to zanieczyszczenie dzwiekiem). Rzeka jest tutaj dobrym slowem bo na trzypasmowej drodze miesci sie zwykle 4 lub 5 pojazdow wszelkiej masci. Po prostu wypelniania jest kazda wolna przestrzen. Aby to wszystko zadzialalo wszyscy non-stop trabia. Klakson jest uzywany zamiast kierunkowskazu i w celu oznajmiania, ze sie nadjezdza. No a w Indiach jest komu ten fakt oznajmiac... 2:2 za maskare na ulicach.
Przed wyjazdem przeczytalem kilka ksiazek w tak zwanym temacie. W jednej z nich byl caly rozdzial o ulicznym wyproznianiu. Spodziewalem sie najgorszego bo takie rzeczy sie latrwo zapamietuje ale do tej pory niczego nie zauwazylem. Moze podswiadomie odwracam zwrok w odpowiednim momencie albo chodzimy tylko po bardziej cywilizowanych miejcach? 3:2
W powszechnej opinii po indyjskich miastach przechadzaja sie krowy. Laza wsrod ludzi i nikt im nie przeszkadza bo swietosc to swietosc. Tymczasem w Delhi i w Kalkucie krow nie widac. Kasia mowi ze krowy to raczej w Benaresie, gdzie jest bardziej swiatobliwie. O wiele wiekszym problemem sa bezdomne psy. To zawsze ten sam typ kundla. Wychudzony, walesajacy sie bez powodu lub lezacy nieruchomo na rozpalonej ulicy. 4:2
W innej ksiazce nasmiewali sie z biurokracji. Pare lat temu odbyly sie konsultacje miedzy ministerstwami w celu ustalenia koloru tuszu w jakim nalezy nanosic poprawki na oficjalnych rzadowych dokumentach. Trwalo to oczywiscie dluzej niz pol roku.
Pierwszego dnia Indiach dobrnelismy do Foreign Tourist Bureau(FTB) na dworcu New Delhi. "Dobrnelismy" bo po drodze trzeba bylo ominac cwaniaczkow przekonujacych, ze biuro jest zamkniete i trzeba sie kierowac do agenta turystycznego na Connaught Place. Dla Kasi to byla oczywista sciema, ja bym uwierzyl. Pozniej sie okazalo, ze przestrzegaja przed tym nawet w Lonely Planet.
Kupujac bilet na pociag obcokrajowcy korzystaja z wydzielonej puli, w New Delhi robi sie to wlasnie w FTB. Bylem przerazony jak tam weszlismy. Duze pomieszczenie zawalone petentami siedzacymi w niewiadomo jakim porzadku, a przy stanowiskach obslugi siedzial jeden jegomosc, ktory czyms sie bawil. Na szczescie zaraz sie okazalo, ze wlasnie trwa 15-sto minutowa przerwa a kolejka wbrew pozorom jest uporzadkowana i kazdy co chwile zmienia siedzisko w odpowiednim kierunku. Nawet wtedy napis "Waiting not allowed" nie przestal mnie jednak bawic.
Do rzeczy. Aby kupic bilet trzeba wypelnic formularz z imieniem i nazwiskiem, numere paszportu, wizy, numerem i nazwa pociagu i jego relacja, a takze z wiekiem i plcia pasazerow. Formularz oddalismy po 2 godzinach w kolejce z nadzieja, ze nie ma w nim powazniejszych bledow. 4:3 za smieszna biurokracje.
1 komentarz:
Krów w Delhi widziałem sporo. Po prostu byliście tam zbyt krótko i pewnie w bardziej cywilizowanych miejscach. Kilka sztuk widziałem już w drodze z lotniska do hotelu.
A zapach: cóż... - uznajmy, że jest remis...
Prześlij komentarz